poniedziałek, 28 stycznia 2008

żyję i mam się dobrze!

do randki niestety nie doszło. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Robi się coraz milej i ciekawiej i czekam na kolejną propozycję wspólnego oglądania filmu i popijania sobie winka :) i oczywiście jak tylko do owego wydarzenia dojdzie napiszę o wszystkim (albo i nie o wszystkim :P)
a póki co cieszę się moim dniem wolnym. Jedynym, cholernym, wolnym dniem w tygodniu i połowę radości odbiera mi perspektywa stawienia się jutro w Dragon School :/

środa, 23 stycznia 2008

i po co ja sobie to wszystko robię??

umówiłam się na randkę jutro. Ba! dostałam zaproszenie na prywatną audiencję w rezydencji młodego kawalera. I już czuję, że najchętniej bym gdzieś uciekła. Okropnie się stresuję, jakbym conajmniej miała iść do dentysty, a nie na randkę. Jak rozmawiam z nim to czuję się jak sparaliżowana. Tak bardzo mi zależy, żeby perfekcyjnie wypaść i żeby nie robić błędów i żeby wszystko rozumieć, że maksymalnie się blokuję. Naprawdę nie wiem po co mi te wszystkie stresy!! i co gorsza,nie wiem czy skorzystać z zaproszenia. Wszystkie komórki mojego organizmu mówią mi, że mam tam iść. Wszystkie poza szarymi... :D

niedziela, 20 stycznia 2008

kwiatki od Krzysia!! :)


:)))))) Im so HaHaHappy!!!!
Wczoraj rozmawiałam z moim najlepszym przyjacielem i ojcem mojego przyszłego zięcia (buziaczki dla całej rodzinki, Marianku) no i właśnie mu się zwierzałam, że nie darowałabym sobie gdybym nie spróbowała jak to jest z Anglikiem. Na co mi powiedział, że w rzeczy samej trzeba poznawać obce kultury, a moja kochana współlokatorka słysząc moją rozmowę dodała: dogłębnie! Ech... przyjaciele... kocham ich za to :D

sobota, 19 stycznia 2008

kazbar i hinduscy przyjaciele!! :)

Znalazłam swoje miejsce w Oxfordzie i mam w planach często tam wracać!! Jestem absolutnie impressed!! Panie i Panowie! Kazbar przy mojej ukochanej Cowley:






i uwaga! nasi nowi sąsiedzi. Anglia to zdecydowanie miejsce gdzie spełniają się marzenia. I właśnie zaczęło się spełniać moje indyjskie marzenie! Z tymi panami jestem umówiona, że zabierają mnie do Indii latem przyszłego roku! :)))



A ponadto: byłam wczoraj na kolacji z Krzysiem. Było słodko i uroczo i zostałam wielokrotnie miło zaskoczona i znów się okropnie nakręciłam i nie wiem co dalej, ale wiem, że chcę więcej takich kolacji. I chcę więcej czerwonych tulipanów! o!



środa, 16 stycznia 2008

Ankieta!

Wszystkich odwiedzających zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie, w której możecie wyrazić swoją opinię na temat mojej osoby. Pozdrawiam, hugs, kisses i w ogóle cheers :D
Wasza Disco

K3G cd.

jest ze mną gorzej niż myślałam.... nastąpiła dziś eskalacja moich dwubiegunowych zaburzeń afektywnych. Właśnie poczułam się tak źle, jak rano czułam się dobrze :/ Miałam przyjemność zamienić parę zdań z moim najlepszym z dotychczasowych partnerów i poczułam jak strasznie mi go brakuje. Tego co mówi i jak mówi i kim jest i do jasnej anielki... gdzie ja znajdę kogoś, kto by mu dorównał? I wszystko przestało mieć znaczenie. Gdzieś przepadła ekscytacja czwartkową date, gdzieś przepadły zmartwienia co z innymi facetami. Za to bardzo boleśnie dała się odczuć tęsknota za Muranowem, za fajką wodną na Nowym Świecie, za parkingiem pod CSW i za zielonym pokojem na piętrze i tarasem z huśtawką i nawet za Mańkiem i Rudym i resztą załogi i za cholernymi wegetariańskimi pierożkami pani Joli :(((
Chyba się zaraz rozpadnę ze smutku.

wtorek, 15 stycznia 2008

K3G

ano właśnie... tym razem słońce. Jest mi dobrze. Mam od chyba piątku serię fortunnych zdarzeń. Najpierw cudowny wieczór z moją Ulubioną Szefową i jej zacną Siostrą. Potem wieczór z moim Ulubionym Barmanem. Potem bardzo udany day off wypłniony zakupami i umawianiem się na randkę (w czwartek). No i wreszcie po miesiącu niewidzenia, spotkałam mojego ulubionego kierowcę autobusu!!!! :)))
Od wczoraj zastanawiam się jaką stragię przyjąć na randcę, albowiem Krzyś tak sobie nagrabił podczas mojej obecności, że prawie odeszła mi ochota na kontaktowanie się z nim. No ale zobaczymy...
Nie wiem jak to jest... jak człowiek jest osamotniony i spragniony bliskości i ciepła to się pies z kulawą nogą nie zainteresuje... a wystarczy, żeby sobie odpuścić i nagle wszystkim się przypomina. Już zaczynam podejrzewać wpływ gwiazd, albo feromonów, ale przecież feromony nie działają na takie odległości...
Anyway...
jest dobrze :)

wtorek, 8 stycznia 2008

mąż mojej córki i powrót do Ox

Niniejszym pragnę Wam przedstawić: oto mąż mojej córki. Ostatnio starym indyjskim sposobem ustaliliśmy to z ojcem tego Młodego Gentlemana :) Pozdrawiam Rodziców Gentlemana oraz samego Gentelmana :)
a teraz kilka słów o powrocie do Ox. Zaczęło się niewinnie :) spokojnie i po staremu. Śnieżyca, samochodem po Tibiego, Lublinek, wzuszające powitanie z dawnoniewidzianymmocnoubóstwianym misiem gry, samolot...


...dwie godziny lotu w przeuroczym Towarzystwie (pozdrawiam :) i całuję tu i tam :))...
...Stansted... heheheheh no i tu zaczęła sie prawdziwa podróż :) wiedziona ssaniem w żołądku (jak wiadomo nie ma nic bardziej pokrzepiającego o północy w podróży, niż kanapka za 4,50 funta na lotnisku) poleciałam prosto po kanapkę na ciepło i tak sobie wyluzowana spożywam czując się coraz lepiej na albiońskiej ziemi... potem papierosek, potem powrót do restauracji, aż mój Towarzysz podróży zadaje błyskoliwe pytanie: "o której mamy autobus?". Na co ja zadowolona, że padło pytanie, na które znam właściwą odpowiedź odpowiadam pewnym głosem: "0 0:45 :)" "aha... bo jest 0:56 :" Hahahahhahahaahaha no możecie sobie wyobrazić moje przerażenie po raz pierwszy po odkryciu, że 10 minut temu uciekł mi autobus do domu, po raz drugi po odkryciu, że kolejny jest o 6:45 (przypominam, że jedzie ponad 3 godziny, a miałam się stawić w pracy o 9:30) No ale! zapakowaliśmy się w neszynal ekspres do Londka na Victorię i liczyliśmy, że nasz kochany Stagecoach we wcieleniu Oxfordtube nas nie zawiedzie. I nie zawiódł... tylko nam się przyjaciel po drodze zgubił :D Na Victorii byłam więc potwornie rozdarta dylematem: szukać przyjaciela, czy szukać zasięgu internetu w autobusie :D aż mi się komp rozładował, a przyjaciel się sam znalazł :) (a taką miałam ochotę zaszpanować, że zrobiłam notkę na blog w autobusie do Ox... buahahahahahhah) i oto dotarłam z niewielkm opóźnieniem do domu, a Oxford, mój kochany Oxford powitał mnie ciepłym wiosennym wiatrem i kolorami Cowley i smsami od przyjaciół i poczułam się dobrze, jak w domu :)))

sweterek i sylwester (obiecane foteczki)

Garstka zdjątek z Wigilii i Sylwestra :)

Jednym z plusów pracy w Anglii jest to, że można najbliższym sprawić bardzo ładne prezenty :) Powyżej i poniżej piękny nowy sweterek, który kupiłam bratu :)




A teraz Sylwester :)

Ku przestrodze: Nie pijcie za dużo gruzińskiej pincessy :>










Z moją najdroższą i wspaniałą i kochaną Martusią :* :* :* :*



To była naprawdę udana noc... :) oby więcej takich!

sobota, 5 stycznia 2008

hmmmmm....

jeszcze dziś rano cieszyłam się na myśl o powrocie. Ale potem stało się coś dziwnego. Przestałam się cieszyć i zrobiło mi się bardzo, bardzo, nieopisanie wręcz, smutno. Właściwie to czuję jakbym się miała rozpaść na kawałki ze smutku.
Będzie mi brakować mojej kochanej Martusi i mojego pieseczka i nawet rodziców mi będzie brakować. Mam wrażenie, że tak jeszcze z tydzień by mi się przydał tu w domu (tak tylko w domu, bo jak wychodzę na ulicę i do ludzi to chcę natychmiast i nieodwołalnie i na zawsze jechać do Anglii) ale wiem też, że jakbym została tu jeszcze z tydzień to już Anglia straciłaby znaczenie i funty straciłyby znaczenie i nawet Krzyś straciłby już zupełnie znaczenie... ech... skomplikowane to wszystko :(
Mam zdjęcia z sylwestra i z Wigilii i pokażę Wam je... jak tylko wrócę do do... tzn do Anglii. Heh..
 
eXTReMe Tracker