sobota, 29 marca 2008

ciągle się wydaje mi się, że:

  • powinnam zamachać na autobus bo jak tego nie zrobię to mi się nie zatrzyma
  • powinnam powiedzieć "thank you" kierowcy jak wysiadam
  • jak wypluję gumę na ulicę to zapłacę 80 funtów mandatu i za każdym razem jak chcę to zrobić to się nerwowo rozglądam czy jakiejś straży miejskiej, albo innej policji nie ma w zasięgu wzroku
  • powinnam mówić "excuse me" jak chcę się koło kogoś przepchnąć, albo jak chcę ekspedientkę w sklepie zagadać
  • nie wolno palić w zamkniętych pomieszczeniach publicznych i za każdym razem jak chcę to zrobić to po piętnaście razy się dopytuję znajomych czy TU NA PEWNO można palić :D

a jestem tu już prawie tydzień... pewnie jak się zacznę przyzwyczajać to będzie trzeba wracać do ox...

niedziela, 23 marca 2008

beznadzieja

Powinnam się cieszyć, powinnam być absolutnie podekscytowana, za niecałe 12 godzin będę w domu, a tymczasem ogarnia mnie bezgraniczna niechęć i jakiś smutek. Chyba naprawdę mam zaburzenia nastroju. Nienawidzę Stansted. Na samą myśl o tym miejscu robi mi się niedobrze. Będę tęsknić za Oxfordem. Dobrze mi tu. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?? :((

poniedziałek, 17 marca 2008

Sweet Reunion Poland and England -> HA!HA! staff party :>

Ekhm... :) a więc upadłam, ale tylko troszeczkę, nie stoczyłam się tak zupełnie jak przypuszczałam, że może się stać... oto mały fotoreportaż z niedzielnego wieczoru. Pozwólcie, ze przedstawię Wam moich kochanych workmates :)
Tomka już jakby znacie. Godzina ósma, początek pierwszego winka :>

TJ coś robi, ale nie ustaliłam co... :D


Tom i Gemma :) i jak widać początki kolejnych drinków :>


Bitches Witches: (od lewej) Gemma, Magda, Harriet

Tu już byłam dobrze zrobiona :) i całkiem jeszcze nieświadoma niespodzianki jaką było wkroczenie mojego niedoszłego angielskiego męża, który nie był w stanie przyjść w weekend do pracy z uwagi na jakąś chorobę, mamnadziejężenieweneryczną :D (boże, czasami sama się dziwię jaka jestem obrzydliwa :D)


Basia i Krzyś
proszę bardzo!
macie i nie proście o więcej. To prawdopodobnie jedyne wspólne zdjęcie na pamiątkę najkrótszego związku w moim życiu (choć w sumie to nigdy nic nie wiadomo, ja w każdym razie jestem otwarta :D). Zaraz potem gentleman zmył się zabierając szczęśliwie swoich wyjątkowo niewydarzonych kolegów.

Łajza Roger Moore
a oto nasz syn :) uprzedzałam, że seks bez gumki nie jest bezpieczny, no doprawdy nie wiem czego w tej Anglii uczą na biologii ogólnej. Pewnie tylko tak ogólnie... :D


no to samo spojrzenie, ten sam uśmiech i ten sam rozwiany włos. Jak Marvin go zobaczył spytał tylko z mężczyznami ilu ras spałam, że dziecko jest takie kolorowe :)


ale, ale... my tu roztrząsamy rzewne historie jakichś sierot, a tymczasem staff party się rozkręca :)

moja ulubiona przełożona :) prawie, że matka przełożona :)


w upojeniu alkoholowym absolutnie nie mogłam zrozumieć dlaczego Ian nie chce się ze mną sfotografować. Aż się prawie zdenerwowałam :)


Gordon i Ian i kolejna godzina i kolejna stella :)


:>


How rude!! i to jeszcze nie wszystko na co stać naszego głównodowodzącego :)


Nie pamiętam... Magda drinka chciała czy buzi... :D


Kochamy się. Bardzo. Jak psy dziada w ciasnej ulicy. :)


Basia z Sophie. Basia jest już bardzo zrobiona. Sophie zresztą też.


Basia z Madzią, obie zrobione. Ale i tak uważam, że Madzia upadła bardziej :D :P


One się tak kochają tylko jak się nawalą :D


to jest ten sam papieros co na poprzednim zdjęciu. chyba. :D


i pomyśleć, ze ta dama po prawo miała mnie podnieść w razie jakbym upadła oraz miała strzec mojej cnoty i dobrego (buahahahahahaha) imienia :P


zarząd

zarząd II


dzielimy się nie tylko papierosami, ale również drinkami :)


końcówka ostatniego winka...


PUUUUUUUUŚŚŚŚŚŚĆĆĆĆĆCIEEEEEEE MMMMMNNNNIEEEEE


a z Tomkiem to muszę sobie poważnie pogadać :/ bo niestety tego wieczoru już nie byłam w stanie...


DO LACHY SZMATO! to jedyne co mi przychodzi do głowy jak widzę to zdjęcie :D


Ostateczne przemówienie managementu tuż przed ostatnim shotem, którego jakbym wypiła całego to z pewnością bym się porzygała :), a tak poszłam grzecznie do domu... Trochę chwiejnie wprawdzie, ale doszłam jakoś zahaczając o budkę z burgerami i ucinając sobie uroczą pogawędkę z panem, który tam mi zawsze chickenburgera w piątek i sobotę sprzedaje :) Bardzo przystojny zresztą jest. Pan. Nie chickenburger :)

wtorek, 11 marca 2008

PIERDOLE, NIE ROBIE!!!

Kochany pamiętniczku...
Po 1. zrobiłam sobie wolne z uwagi na karygodny stan mojego zdrowia i zbliżające się staff party w HA!HA!
Po 2. zakupiłam dwie spódniczki za łaczną kwotę 80 funtów szterlingów, co sprawiło, że przez chwilę poczułam się naprawdę niezdrowa na umyśle.
Po 3. śniło mi się, że jestem Harrym Potterem i że muszę uciekać z Hogwartu, co pogłębiło moją refleksję na temat mojej kondycji psychicznej.
Po 4. odmóżdżam się piosenką "Whats it gonna be" , czy Wy też się tym w Polsce odmóżdżacie? Już nie mam przemyśleń egzystencjalnych i cały efekt Harrego poszedł w pizdu. Znów myślę tylko o jednym :> Tych, którzy przez chwilę odzyskali wiarę we mnie serdecznie przepraszam.
Po 5. Marian! ja nie wiem... Ty się zastanów może... ja chcę mieć męża angola i doszłam do wniosku, że chcę mieć także rude, obłe dzieci jednak... jesteś pewien, że to będzie dobra partia dla Nicolasa? :D
Po 6. Sanguine! ja Ciebie też kocham i odliczam dni do naszego spotkania.
Po 7. coraz częściej fantazjuję na temat zakupów w Bershce, co jest niezawodnym znakiem, że trzeba jechać do Polski.
Po 8. wszystkich zaiteresowanych prywatną audiencją informuję, że będę dostępna pomiędzy 23 marca, a 9 kwietnia.

niedziela, 2 marca 2008

I didn't loose my mind, I sold it on eBay...

znalazłam jeszcze jedno zdjęcie z Londka...

Show must go on... Does anybody know what we are looking for?? :/
bedzie bardzo ładnie pasowało do reszty wpisu...
Czytałam Harrego Pottera. Skończyłam dziś (nie pisałam o tym, że miałam sen, że Voldemort chce mnie zabić i że wie, że pracuję w HAHA i że chce przyjśc i mnie tam zamordować... nie pisałam o tym, prawda? - taki humorystyczny akcent zanim przejdę do sedna. Smutnego sedna.)
Czytałam tego Harrego i nagle odniosłam wrażenie, że okropnie się w życiu pogubiłam... czytałam co Harry robi i czytałam o Ginny i wątek Snape'a nawet (to była najfajniejsza część tej książki dla mnie, zawsze wierzyłam w niego i byłam okropnie rozczarowana po poprzedniej części). I poczułam, że w tym całym zamieszaniu, które towarzyszyło próbie uwiedzenia Krzyśka kompletnie zapomniałam, o co tak naprawdę chodzi. O co mnie chodzi. I o co w życiu chodzi. I że to nie jest seks. A może ja nie zapomniałam, może tylko próbowałam siebie oszukać, zdając sobie sprawę, że poza ramy łóżka to to nie wyjdzie? Anyway, kłamstwo ma krótkie nogi również wtedy kiedy skierowane jest w stronę siebie samego. A może to właśnie zadziałała teoria potrzeb Maslowa... trudno stwierdzić. W każdym razie na fali tych cholernych egzystencjalnych rozważań uświadomiłam sobie także, że moje życie musi być naprawdę okropnie chujowe, skoro byłam w stanie postawić je na szali razem ze swoim zdrowiem dla jednej krótkiej chwili przyjemności... Pamiętam dokładnie tę myśl: "I tak nie mam dla kogo żyć, więc w sumie co mi za różnica." I kiedy tak teraz po skończeniu Harrego o tym myślę to trochę mi wstyd za siebie. To nieprawda, że nikt mnie nie kocha i że nie mam dla kogo żyć i nie mam prawa tego deprecjonować tylko dlatego, że wśród tych istot nie ma mojego potencjalnego męża....
Na razie tyle, ale widzę, że jestem płodna w tego rodzaju przemyślenia, więc niewykluczone, że za parę dni znów sypnę tu Wam jakimiś złotymi myślami, choć głowy nie dam, że to wszystko co ja tu wypisuję trzyma się kupy :D
Hugs xxx
 
eXTReMe Tracker