wtorek, 2 września 2008

sTworki

przejebane...
nie chciało mi się jechać do Anglii... tym razem widziałam lecące samolociki z góry :) fajnie było.
wysiadłam na Stansted nastawiona na przejścia z biurem National Express... tymczasem załatwiłam sprawę aktualizacji biletu w minutę... Anglia... całe napięcie ze mnie opadło.
Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze z momentem postawienia mej kształtnej, malutkiej stópki na Albiońskiej ziemi całe napięcie i stres ze mnie opadają...
poodpowiadałam na uśmiechy przyjemnie się prezentujących nieznajomych mężczyzn, wypiłam kawkę, wypaliłam mnóstwo papierosów i... myślałam, że się porzygam w autobusie :D
do Oxfordu dotarłam, o dziwo, o czasie. Powitał mnie Headington, gdzie przeżyłam w sumie jedną z najmilszych nocy podczas mojego pobytu w Anglii... ech...
kolejne dni wyglądały zasadniczo podobnie: zakupy, spotkania towarzyskie, zakupy, spotkania towarzyskie itd. Czułam się conajmniej dziwacznie... jednocześnie jakby obco i jak w domu.
Tak. Oxford to mój drugi dom. Chcę być w Polsce, ale jednocześnie chcę być tam... jeździć angielskimi autobusami, chodzić po Oxfordzkich ulicach, robić zakupy w albiońskich sklepach...
poszłam do Bootsa (drogeria taka - dla niewtajemniczonych, coś jak rossman). Kupiłam trzy cienie do powiek, pani mi powiedziała, że w tej sytuacji mogę dostać gratis dwa błyszczyki, dorzuciła dwie próbki perfum i dała kupon ze zniżką 5 funtów na dowolny kosmetyk... Anglia...
Jak tak się snułam po ulicach i przeczuwałam jak bardzo będę tesknić wypatrzyłam pięęęęęękną reklamę:
:D
i tak minął mi tydzień... o zakupie spódnicy za 95p i koszuli za 95p nie wspomnę nawet... Anglia...
W związku z podróżą powrotną podniecała mnie tylko perspektywa pobytu w strefie bezcłowej :>
Tam właśnie spotkałam Jego:
zegarek, który chce być punkiem!!
nie muszę chyba dodawać, że teraz jest to już Mój zegarek. Teraz jeszcze tylko meżczyzna, który chce być punkiem do kompletu i w zasadzie będę dość usatysfakcjonowana... byle tylko się mył :D
Mogłabym spędzać na lotniskach całe dnie gdyby tylko, można było tam palić. I godzinami patrzeć jak się samolociki wznoszą i lądują. O doświadczaniu tego w środku samolotu w ogóle już nie mówię. Jedno z najlepszych uczuć w życiu!!
Samoloty mnie fascynują. Są jak żywe istoty. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mają duszę... podobnie jak pluszowe zabawki.(wiem - mam z garem, niewykluczone, że to dlatego, że jak byłam mała oglądałam bajkę o samolociku Jumbo, potem zresztą bałam się ciężarówek, bo myślałam, że są żywe i że nagle ruszą i mnie rozjadą)
Jak wsiadałam do samolotu miałam łzy w oczach... Nie wiem kiedy znowu tam będę, ale wiem, że będzie mi cholernie brakowało tych zrytych Angoli mieszkających w domkach hobbitów i w większości zachowujących się jak Bukietowa z "Co ludzie powiedzą"... Będzie mi brakowało angielskiej pogody, angielskiego temperamentu, a także niektórych pozycji z angielskiego menu (sic!)
Dziś tak bardzo bardzo nie chciało mi się iść do sklepu, że postanowiłam sama zrobić sobie coś słodkiego. Padło na nic innego jak tylko brownies :> Już chyba bardziej angielsko nie można było :D Poza tym co jak co, ale na przygotowywaniu słodyczy i deserów znają się obli Albiończycy lepiej niż ktokolwiek :P :d Na zdjęciu poniżej...

...moje pierwsze własnoręcznie upieczone brownies (na tle wyjebanego w kosmos tostera, który wypala trupie czachy na tostach :D)


tak więc jak wspomniałam na wstępie: trochę PRZEJEBANE :(

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ja też kocham samoloty miłością wielką nieskończoną i szkoda, że tak rzadko dane jest mi nimi latać, BU

Anonimowy pisze...

u nas w USA jest fajniej.

 
eXTReMe Tracker